Na leśnych drzewach tuż za zielonym szlabanem przy zabielskiej szosie pojawiły się tajemnicze znaki, są to biało-niebieskie kwadraciki. Te intrygujące malunki tak zaciekawiły poszukiwaczy przygód, że postanowiłyśmy sprawdzić dokąd wiodą. Takimi symbolami oznaczone są trasy spacerowe, czyżby w naszym mieście też takowe powstały? TAK! Mamy wreszcie wspaniałą spacerową trasę, która wiedzie po leśnych ostępach. Licząca 10 km trasa, to zapewne dzieło Nadleśnictwa Szczytno, bowiem powstała na terenie przez owe Nadleśnictwo administrowanym.

OZNAKOWANA TRASA SPACEROWA

Piękna, wiosenna pogoda kusiła i stąd pomysł na kolejną wyprawę rowerową. Ruszyłyśmy ul. Władysława IV, by w okolicach oczyszczalni ścieków, mijając wspomniany szlaban skręcić w las. A tam na drzewach intrygujące, świeżo wymalowane symbole. Zaciekawione dokąd prowadzą ruszyłyśmy ich śladem. Umiejscowione na drzewach w bardzo widocznych miejscach wiodły wygodną, śródleśną drogą. Tam gdzie droga biegła prosto i one były proste, natomiast gdy skręcała, znaczki przybierały charakterystyczny dzióbek, informując o skręcie w lewo lub prawo. Wprawdzie naszym pierwotnym zamiarem było dotarcie do Strugi, to jednak lśniące nowością kwadraciki pochłonęły naszą uwagę bez reszty i odwiodły od wcześniej zaplanowanej trasy. Przemieszczanie się tak doskonale wytyczoną i oznakowaną trasą, to istna przyjemność. Bierze ona swój początek koło szlabanu i przez 10 km wiedzie tak urokliwymi leśnymi drogami, by spacerową pętlę zamknąć właśnie w miejscu startu. Jadąc rowerami podziwiałyśmy kunszt wytyczonej trasy. Przede wszystkim bezpieczna, z dala od gwaru, zapachu spalin. Dająca niepowtarzalny kontakt z bajkową przyrodą. Leśni mieszkańcy zajęci swoimi sprawami nawet nie zwracali uwagi na trzy rowerzystki. Dzięcioł zaciekle stukał w drzewo, sójka wróciła znad morza, sroka skrzeczała. Jadąc wśród biało-niebieskiego kobierca gratulowałyśmy pomysłu, miałyśmy też przeświadczenie, że barwy szlaku nie zostały wybrane przypadkowo – były odzwierciedleniem obecnego kolorytu przyrody. Biały trójkącik – to przecież biel anemonów; niebieski – to błękit roześmianych przylaszczek. Figlarne słońce w pewnych momentach robiło nam psikusa, gdyż błękit znaków zamieniało w zieleń, ale było to tylko złudzenie, nawet na zdjęciach ta zieleń została uchwycona. Wiosna, więc normalne, iż ten kolor obejmuje wszystko w swoje panowanie. Zapatrzone w bajkowy las, zasłuchane w ciszę dotarłyśmy do miejsca startu. Z postanowieniem, że wrócimy tu na spacer ruszyłyśmy ponownie w las, by wykonać plan dotarcia do Strugi.

Przemieszczając się leśnymi drogami dotarłyśmy do szosy warszawskiej, po jej pokonaniu wjechałyśmy do Siódmaka. Tam lśniący nowością peron oraz przystanek kolejowy najpierw zdziwił, by za chwilę przestraszyć. Przestrach wywołał fakt, iż na pierwszym planie widniała nowość, nie dostrzegalna zaś była stara „zabytkowa” drewniana stacyjka. Jednak nadal tam jest, trochę zawstydzona swoją archaicznością, schowana za nowoczesnym blichtem, stara, niepotrzebna, zapomniana. Cóż, wypadało mi ja tylko przeprosić, bo moja wróżba, iż zostanie zabytkiem klasy zero – nie spełniła się. Nie poczułam też satysfakcji, że tyle pieniędzy wydano na remont torów, budowę peronu... tylko żal, że i to niszczeje nikomu niepotrzebne...

Na szczęście igraszki stada koni oddaliły moje myśli od smuteczków, bowiem to, co wyprawiały zwierzęta, bez reszty pochłonęło uwagę. Skakały, prychały, wbiegły do strumienia, kopytami tak uderzały o wodę, że przemieniła się w fontannę. Kulgały po piachu, po trawie – widok niesamowity i oczywiście konie nawykłe do obecności człowieka zachowywały tak, jakby dla nas grały swoje role. Mijamy Wólkę Szczycieńską, staram się nie patrzeć na kikut lipy „Drzewa Wierności”, ale oczy same ją wypatrują . Mam tylko wielką satysfakcję, iż lipę miałam okazję podziwiać w czasach jej świetności, nim piorun pozbawił ją życia.

Docieramy do szosy i wreszcie do mostku na Strudze. Wędkarze wpatrzeni w spławiki, pod mostem nowe schody, to efekt przeprowadzonego remontu. Niestety widać też ślady człowieka, który nie ma szacunku dla piękna przyrody i zostawiając śmieci zasługuje na naganę.

Wracamy, białe zawilce tulą już swoje kielichy do snu, tylko niebiesko-lilowe przylaszczki dzielnie nas pozdrawiają i szepczą „wiosno, wiosno, ach to ty”. Radość nas rozpiera, akumulatory naładowane na 30 kilometrowej trasie, tyle wrażeń... bo wystarczy wyjść z domu a przygoda czeka.

Grażyna Saj-Klocek