Rozmowa z prezesem Sądu Rejonowego w Szczytnie Janem Sterańcem (cz. II)

Staram się nie jątrzyć

- Kilkanaście lat temu Szczytnem wstrząsnęła wiadomość o eksplozji ładunków wybuchowych przed domem naczelnik Urzędu Skarbowego. Miejscowej sędzi z kolei oblano kwasem samochód stojący na parkingu przed sądem.

- Pamiętam tamte zdarzenia. W całej Polsce odnotowywano przypadki agresji wobec sędziów. Przyznaję, że u mnie i innych miejscowych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości pojawił się lęk. Do tego stopnia, że niektórzy prokuratorzy, z tego co nieoficjalnie mi wiadomo, posiadali pozwolenie na posiadanie broni.

- Czy niebezpieczne sytuacje dotknęły także pana?

- Kilka lat temu miałem do czynienia ze złodziejem samochodów. Ze względu na jego dysfunkcję psychiczną, czułem obciążenie przed jego aresztowaniem. Wcześniej ostrzegałem go, że jeśli dopuści się kolejnej kradzieży aresztuję go. I tak za trzecim czy czwartym razem rzeczywiście się stało. Gdy usłyszał moją decyzję, zapowiedział, że w ciągu doby popełni samobójstwo. Poinformowałem o tym areszt, ale mimo to on skutecznie w nocy się powiesił. Miesiąc później, do mojego gabinetu przyszło starsze małżeństwo, od którego usłyszałem na wstępie: „Pan zabił naszego syna”. Tłumaczyłem, że ich syn był ostrzegany, a wręcz proszony, żeby dał się na spokój i że ze swej strony wyczerpałem wszelkie możliwości zapewnienia mu bezpieczeństwa. A oni mi na to zareagowali, że ich nie rozumiem. „Teraz niech się pan boi o swoje dzieci” - usłyszałem wcale nie zakamuflowaną groźbę. Wtedy nie wytrzymałem i zacząłem do nich krzyczeć, żeby się wynosili z gabinetu. Od tego momentu zacząłem się bać, bo po tych ludziach, będących w traumie, można się było wszystkiego spodziewać. A w domu były małe dzieci.

- Kilka  lat temu trzeba było ewakuować sąd po otrzymaniu informacji o podłożeniu bomby. To też pewnie pana i pracowników sądu kosztowało sporo nerwów?

- Prowadziłem wówczas dużą sprawę złodziei samochodów z Olsztyna, Wielbarka i Myszyńca oraz współpracujących z nimi policjantów, m. in. ze Szczytna. Kilku oskarżonych otrzymało polecenie od współoskarżonych, aby wycofali się z zeznań, które złożyli w postępowaniu przygotowawczym. Aby odpowiednio się przygotować, jeden z nich wnioskował o odroczenie rozprawy symulując  chorobę. Nie uwzględniłem tego, bo wcześniej już był badany. Sprawa się rozpoczęła, ale w południe komenda policji w Szczytnie otrzymała telefonicznie informację o podłożeniu bomby w sądzie.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.