Wycika na cmentarzu

Zaalarmował redakcję pewien Czytelnik z Łysej Góry (gm. Pasym), że dewastowane są groby na starym cmentarzu ewangelickim. Ktoś ścina tam drzewa i upadające konary niszczą mogiły, które ciągle pozostają pod opieką. Kiedy sprawdziliśmy jak się rzeczy mają na miejscu, okazało się, że z tą dewastacją to gruba przesada. Groby wyglądają bowiem dobrze, nie są uszkodzone - fot. 1. Widać na nich nowe znicze oraz kwiaty w donicach. Cmentarz jest niewielki, znajduje się na nim najwyżej kilkanaście mogił, wśród nich także już zapomniane, mocno zmurszałe i pokryte mchem, że tablic nie da się odczytać - fot. 2.

Jak dowiadujemy się w Urzędzie Miasta i Gminy Pasym, wycinka drzew miała miejsce właściwie obok grobów, a dotyczyła ona kilku starych okazów, które zagrażały stojącym obok domkom letniskowym. Na terenie samego cmentarza usunięto tylko konary, mogące upaść na mogiły. Burmistrz Pasymia Bernard Mius obiecał otoczyć go opieką - gmina m. in. postawi nowy płot, bo stary wykonany z drucianej siatki obecnie jest prawie całkowicie zniszczony. A tak w ogóle, to Łysa Góra, choć leży z dala od głównych szlaków komunikacyjnych, jest ciekawą miejscowością, wartą odwiedzenia. Leży ona nad największym jeziorem w powiecie - Saskiem Wielkim zwanym też Kobylochą. Co ciekawe, w jej pobliżu znajduje się też najwyższe w powiecie wzniesienie - 245 m n.p.m. W Łysej Górze, i tu uwaga, z obywateli mieszkających na stałe, pozostała tylko jedna, jedyna rodzina - państwo Lachowie. Pozostali mieszkańcy wsi to zamiejscowi posiadacze ponad dwudziestu bardziej lub mniej okazałych dacz.

Przed wojną i jakiś czas po, miejscowych musiało być sporo, bo funkcjonowała we wsi nawet szkoła, obecnie przerobiona na letniskową sadybę. Okolica jest piękna, są tu górki i wąwozy, bo teren jest mocno zróżnicowany topograficznie, stanowiąc jakby miniaturę Bieszczad. Nieutwardzone drogi podkreślają dzikość okolicy, choć ku zaskoczeniu podróżnych, tu i tam widać oznaki cywilizacji w postaci znaków drogowych, choć dość oryginalnych - fot. 3. Na zmurszałych i omszałych drewnianych żerdziach wiszą kolorowe tarcze ograniczające maksymalną prędkość i zakazujące parkowania. Są one jednak wręcz miniaturowe o średnicy nie przekraczającej 20 cm, co sprawia wrażenie, że zostały zawieszone nie dla przybyszów z zewnątrz, a dla leśnych krasnali. Dodajmy jeszcze, że ów zakaz przekraczania prędkości 40 km/h jest tak naprawdę zbędny, bo trudno o jego o pogwałcenie z racji mocno nierównej, bo nieutwardzonej nawierzchni drogi.

WŁOSI W SIÓDMAKU

Niedawno pisaliśmy o tym tym, jak to przejazd kolejowy na ul. Kochanowskiego w Szczytnie zablokowała machina z Italii, wymieniająca tłuczeń pod torami kolejowymi wiodącymi na Wielbark.

Cóż, Włosi pokpili nieco sprawę, bo zapomnieli usunąć kamienie, które w wyniku ich pracy posypały się na betonowe płyty tego przejazdu. Skutek tego jest taki, że do dziś wala się tam luźny tłuczeń, uprzykrzający poruszanie się pojazdów samochodowych - fot. 4. O fakcie tym poinformowali nas Czytelnicy mieszkający m. in. na ul. Leśnej, dodając, że podobnie jest na drugim przejeździe, przecinającym szosę wiodącą na strugę. Jak pisaliśmy wcześniej, skomplikowana maszyneria wymieniająca tłuczeń pod torowiskiem porusza się stosunkowo wolno, ze średnią wydajnością nie przekraczającą pół kilometra na dobę. Mimo to, obecnie dotarła do byłej stacyjki Siódmak - fot. 5. Do Szyman stąd już niedaleko.

Ba, sami wykonawcy mają wątpliwości, czy robota ta, czyli rewitalizacja torowiska zda się na coś, bo losy lotniska w Szymanach - punktu docelowego prac - są przecież ciągle niepewne.

POŻĄDANE ŻÓŁTO-CZARNE PASY

Jakiś czas temu opisywaliśmy murek, który nie tylko chroni kierowców od wpadnięcia do Kanału Domowego, ale i umacnia jego wysoką w tym miejscu skarpę przy nowej małej obwodnicy. Niektórzy z naszych Czytelników narzekali na jego mało efektowny wygląd, postulując, że dobrze byłoby go jakoś kolorowo pomalować.

Teraz, jak sądzimy, z racji wiosny i wzmożonego ruchu samochodowego ów problem powraca. Przy czym należy zwrócić tu uwagę na taki oto aspekt sprawy - jeśli zbliżamy się do murku od strony schroniska dla zwierząt, wszystko jest w porządku, bo widzimy budowlę w całości i wiemy jak się zachować. Gorzej, co sygnalizują nasi Czytelnicy, gdy do murku dojeżdżamy od strony banku czy ul. Towarowej. Wówczas nie widzimy go w całości i nie wiadomo jaki jest on długi i jak ostry jest ów łuk. W związku z tym, aby przestrzec kierowców, szczególnie tych, którzy przejeżdżają tędy rzadko należałoby rzecz pomalować w ostrzegawcze żółto-czarne pasy - fot. 6. Tak jak to się robi w przypadku np. słupów energetycznych, stojących zbyt blisko jezdni (ul. 1 Maja) lub w jej skrajni, czy wąskich mostów (Jęcznik).

NIEBEZPIECZNE POBOJOWISKO

Kolejny sygnał od naszych Czytelników dotyczy opuszczonej żwirowni w Romanach. Firma upadła, ale pozostał po niej trwały ślad w postaci niezwykłego bałaganu - fot. 7.

Między zdewastowanymi barakami walają się najrozmaitsze odpadki, w tym worki z cementem oraz resztki biurowego wyposażenia. Poza tym w ziemi zieje ogromny dół po wyrobisku, w dodatku bardzo niebezpieczny. Z jednego ze zbocz wydobywano żwir prosto spod betonowych płyt, którymi wyłożony był szczyt wyrobiska. Płyty, straciwszy punkt podparcia, przełamały się i spadły sporymi fragmentami w dół - fot. 8. Nadal jednak wystają nad skarpę, więc jeśli ktoś nieostrożny lub nieświadomy zagrożenia wejdzie na taką płytę, wypadek gotów, bo runie w dół.

W dodatku spadające fragmenty mogą przygnieść kogoś buszującego w dole. Teren nie jest w jakikolwiek sposób zabezpieczony, wejść może tu każdy, wyobraźmy zatem sobie, że na piaszczystym zboczu postanowiły bawić się dzieci z pobliskiej wsi...